Zaczynam chwalić się meblami, które odnowiłam. Na pierwszy rzut idzie gwiazda naszego salonu, czyli stary fotel z PRL zwany liskiem. Ma on ok 50 lat. Nie mam niestety zdjęć z jego stanu poprzedniego, ponieważ w ferworze akcji nie wpadłam na to, by je zrobić ;)
Fotel ten znajdował się w domu, który remontujemy i był w podobnie opłakanym stanie jak cały dom.
Pierwotnie miał on jasnozieloną tapicerkę i elementy drewniane pomalowane ciemnobrązowym lakierem.
Po rozebraniu go na części pierwsze doszliśmy do wniosku, że naprawimy sprężyny trzymające siedzisko i nie będziemy wymieniać ich na pasy tapicerskie. Położyliśmy nową gąbkę tapicerską, a obiliśmy go welurem tapicerskim w kolorze butelkowej zieleni pikowanym w plaster miodu. W jego uszyciu pomógł mi szablon ściągnięty z oryginalnej tapicerki, którą delikatnie sprułam, żeby jej nie zepsuć.
Bardzo dużo roboty było z drewnianymi elementami. Okazało się, że do ściągnięcia lakieru sama szlifierka nie wystarczyłam. Był to tak mocno utwardzony lakier, że musiałam użyć do jego ściągnięcia opalarki i cykliny. Dużo było z tym smrodu i roboty, ale się udało. Później zeszlifowaliśmy warstwę zabejcowaną w ciemnobrązowy kolor i po dokładnym wygładzeniu pomalowałam je lakierem w kolorze jasnego świerka.
Ten fotel jest tak wygodny, że u nas w domu są bitwy o to, kto na nim usiądzie.
Teraz szukam podobnego egzemplarza do odnowienia, bo drugi taki przydałby nam się bardzo.